Pobudka o 7 rano.
Sniadania rowniez sie obawialem, ale na szczescie bylo cos w rodzaju nalesnika, nawet dobre.
Mama odprowadzila nas do portu. Pozegnalismy sie i poplynelismy w strone wyspy Taquile.
Jakas godzina rejsu od wyspy Amantani, czyli miejsca gdzie spalismy.
Sama wyspa dosc stroma gdzie musielismy pokonac niezly kawal drogi zeby dojsc na szczyt do centrum. Pogoda byla sloneczna to tez widoki niesamowite. Poszlismy do lokalnej restauracyjki na obiad. Ryba z frytkami-bardzo smaczna. Po okolo 2 godzinach odplynelismy do miasta Puno. Rejs trwal okolo 3 godzin przy bardzo mocnym sloncu. Momentami myslalem ze stopi mi podeszwy.
Przyplynelismy do Puno po 15stej. Ze wzgledu na to ze mam niezbyt duzo czasu a duzo chcialbym zobaczyc od razy z portu pojechalem taxowka na ruiny Sillustani. Wysokosc 4000 m n.p.m. ok 34 km od Puno. Standardowa procedura szukania taniej taksowki, kazdy widzac turyste od razu naklada oodpowiednia marze. W koncu utargowalem kurs za 40 soli (36 zl). Jechalem z mlodym taxowkarzem-Edgardem. Sillustani to ruiny za czasow inkow. Dojazd 40 min, zwiedzanie 50 min.
Polski kierowca
Za kazdym razem jadac Peruwianskim transportem smieszy mnie to ich trabienie, oraz wyprzedzanie w miejscach dosc dziwnych jak np. serpentyny. W drodze powrotnej poprosilem Edgarda zeby dal mi poprowadzic, odziwo sie zgodzil. Niesamowite wrazenie, oczywiscie kilka razy zostalem upomniany, ze nie trabie. Swoj blad natychmiast nadrobilem wyrzywajac sie na bogu ducha winnemu rowerzyscie. Przed miastem zrobilismy zmiane. Podwiozl mnie na dworzec gdzie chcialem sprawdzic autobusy odjezdzajace do Boliwii (La Paz). Wysiadajac z taxowki zaplacilem umowiona kwote. Standardowo jest tak ze nawet jesli umawiasz sie co do kwoty i tak rzadaja wiecej, ale przestalem juz na to reagowac-poprostu wysiadlem.
Polacy!!!!
Autobus mam o 7.30, ale na wszelki wypadek nie kupowalem wczesniej biletu. Na dworcu uslyszalem polski jezyk. Kurcze, ale sie ucieszyle, zwlaszcza ze juz nie musialem machac lapkami. Byli to dwaj goscie ktorze zwiedzaja cala Ameryke Poludniowa, bardzo fajni. Czekali na autobus do Cuzco, a ze mieli 2 godziny czasu poszlismy cos zjesc. Fajnie bo wracali z Boliwii wiec od razu dali mi namiary na firme ktora organizuje zjazd rowerowy, zreszta mowili ze to byla najlepsza rzecz jaka przezyli pod czas swojej podrozy. Maja zaplanowane 6 miesiecy na cala Ameryke, kurcze zazdroscilem im. Milo bylo chociaz przez chwile porozmawiac po polsku.
Wieczorem (po 20 stej) wrocilem do swojego hostelu gdzie mialem zostawiony plecak w przechowalni. Wziolem od razu pokoj na jedna noc tym razem z lazienka, poprzedni byl malo przytulny a ten udalo mi sie wytargowac z 50 soli na 30 (27 zl), standard naprawde super, zwlaszcza lazienka.
Rano droga do La Paz (Boliwia) i nowe, mam nadzieje przygody.